2011-07-02. Wojciech Jóźwiak. Cykl: Astrologia samopoznania

« 39. Wstęp do synastrii, czyli związki... SPIS ↓ 41. Cykle planetarne »

Czytaj w Czytelni

40. Wstęp do badania zjawisk w czasie ! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Mówiąc o badaniu zjawisk w czasie mam na myśli zajmowanie się nie pojedynczymi kosmogramami-horoskopami, urodzeniowymi lub innymi, ale przebiegiem zjawisk w życiu ludzi w czasie na tle ruchu planet i innych zmian na niebie. Można by na to użyć terminu np. "astro-chronologia", ale to brzmi za bardzo sztucznie i dęto, i nie ma powodu wymyślać nowego słowa.

Dopiero w tej szerszej dziedzinie, w badaniu zjawisk w czasie, mieści się prognozowanie czyli przepowiadanie przyszłości. W astrologii prognozowanie nie jest niczym dziwnym ani szczególnym, ponieważ z punktu widzenia układu planet nie ma większej różnicy między przeszłością a przyszłością: pozycje i ruchy planet wyznacza się tak samo, związki układów planet z tym, co się u ludzi dzieje w ich życiu, są też te same. Jeśli potrafisz coś powiedzieć na podstawie kosmogramów o wydarzeniach przeszłych, tyle samo powiesz o wydarzeniach przyszłych. Nie ma żadnych tajemnic. Co nie znaczy oczywiście, żeby było aż tak dobrze, że astrolog patrząc w urodzeniowy kosmogram pewnego człowieka i w tablicę efemeryd pisze biografię tego człowieka, którą po latach można czytać jako realną kronikę jego życia. Aż tak dobrze nie jest!

Dlaczego? - Dlatego, że związki realnie zachodzących wydarzeń z układami planet są dość delikatne. Można to ująć w przynajmniej dwóch punktach:

1) Wydarzenia są określone z dokładnością do typu - co oznacza tyle, że astrolog potrafi określić typ wydarzenia, ale raczej nie zejdzie do szczegółów. Znając typ wydarzenia, może wprawdzie zgadywać, jakie konkretnie wydarzenie z tego typu może mieć miejsce, ale to będzie zgadywanie, a nie wnioskowanie z horoskopu. (Chociaż proces zgadywania ma swoje osobliwości: u jednych może to być czysty przypadek, u innych te przypadki będą dziwnie często trafne, u jeszcze innych mogą mieć wręcz cechy jasnowidzenia. Spotyka się też anty-jasnowidzenie: kiedy wróżbita odgaduje przyszłe wydarzenia z prawdopodobieństwem mniejszym niż na chybił trafił.) Zdarza się, że do jednego astrologicznego typu należą zjawiska, które dla nie-astrologa mają ze sobą niewiele wspólnego i ich wyliczenie laikowi, czyli przeciętnemu klientowi przychodzącemu po poradę, na nic nie przyda. Np. przy tranzycie Saturna przez urodzeniowy Księżyc może zdarzyć się (rzadko!) śmierć kogoś z rodziny, ale podobnie może umrzeć ulubiony pies klienta, albo nikt nie umrze ani nawet nie położy się do łóżka, a tranzyt objawi się jako okres obniżonego nastroju, apatii i pomieszania - czego klient, jeśli nie ma zmysłu samoobserwacji, zapewne w ogóle nie zauważy lub uzna za nic ważnego.

2) Wydarzenia są napędzane swoją własną życiową dynamiką. Można (słusznie) powiedzieć, że wydarzenia w życiu są powiązane w ciągi przyczynowo-skutkowe. Jeśli ktoś rozpoczął poszukiwanie zajęcia i wysyła swoje oferty do różnych firm, to w pewnym momencie któraś z ofert zadziała i dostanie nową pracę. Jest jednak wysoce prawdopodobne, że stanie się to w momencie, który będzie znaczący z punktu widzenia horoskopu, a więc będzie to moment, kiedy bieżące planety, najpewniej Jowisz, Słońce lub Wenus będą tworzyć korzystne aspekty do jego planet urodzeniowych. Ale nie można powiedzieć, że to zdarzenie - uzyskanie pracy - było jakoś zapisane czy zakodowane w układzie planet na dany dzień. Było tam zapisane tylko tyle, że wydarzy się (zapewne!) coś korzystnego: jakieś wydarzenie typu jowiszowego. Wydarzenie jowiszowe, czyli jakiś rodzaj ekspansji, a więc wyjście poza zastaną sytuację i pójście dalej. Ale co konkretnie ten człowiek wtedy robił, czego się spodziewał i do czego zmierzał, to już jest sprawa jego życia pozahoroskopowego. Mówiąc inaczej, na tle jednego horoskopu i jednego przebiegu układów planet w czasie można napisać wiele sensownych astrologicznych scenariuszy. (Oczywiście, gdyby ktoś uznał, że jest to rzecz warta praktycznego wykonania!)

Tu rozmawiamy o kompetencji astrologa. Jak widać, astrolog jest kompetentny, żeby przewidywać przyszłość tylko z grubsza. Nie wymagajmy od siebie zbyt wiele. Nie dajmy się nabrać na łudzącą legendę, że znając astrologię, można "widzieć" przyszłość. Nie dajmy się nabrać na poczucie winy, jeśli taki nierealnie maksymalistyczny zamiar nie będzie się nam udawał.

Koniecznie trzeba dodać jeszcze do powyższych punkt trzeci:

3) Nie mamy żadnej gwarancji, że z astrologii wiemy wszystko. Przeciwnie, prawdopodobna hipoteza brzmi, że wiemy niewiele, a jakaś część ze stosowanych przez nas metod i formuł jest zawodna i/lub nieuzasadniona, czyli nie różni się od przesądu. O tym trzeba pamiętać i zachowywać uzasadnioną skromność, tym bardziej, że pospolitą chorobą wśród astrologów jest pycha: mianowicie iluzja, że oto wie się wszystko i można innym ludziom wieścić. Taka pycha jest chytra i znakomicie umie gasić wszelkie wątpliwości i niezgodności z faktami. Czasem sobie myślę, że niejeden z uznanych astrologów, uważanych za wielkich i biegłych, miał (lub ma) tylko mocno zaniżony krytycyzm.


Podział metod



Tranzyty

Tranzyt to jest coś najprostszego, co tylko może być. Polega na tym, że pewna planeta przechodzi (po łacinie słowo "przechodzi, prze-chodzi" brzmi: transit, trans-it) po ekliptyce przez miejsce, gdzie w horoskopie urodzeniowym jest pewna inna lub ta sama planeta. Przykład: w sobotę 3 czerwca 2006 Wenus przechodziła przez punkt 5°44' Ryb. Jest to współrzędna Marsa w moim horoskopie urodzeniowym. Czyli w tamtym momencie miałem tranzyt Wenus przez Marsa. (Czy coś w związku z tym się wydarzyło? Tak: wraz z żoną odwiedziłem wtedy naszych przyjaciół w ich wiejskim domu, który kupili niedawno, ponad 100 km od nas. Było to także spotkanie naszych psów: bo i my, i oni przywieźliśmy ze sobą swoje psy. Towarzyskie spotkania są typowymi wydarzeniami, które dzieją się pod jednoczesnym wpływem Wenus i Marsa. Charakterystyczne dla Marsa było to, że ta impreza kosztowała spory wysiłek: trzeba było dość daleko jechać i jeszcze po drodze poskramiać psy, które w samochodzie były niegrzeczne.)


rysunek
Wenus w horoskopie wycieczki z psami; 3 czerwca 2006, ok. godz. 18:00, wschodnie Mazowsze. Ten sam fragment ekliptyki w moim horoskopie urodzeniowym.


Mówiąc "tranzyt", zwykle dodajemy, którym aspektem. Jest tak, ponieważ za tranzyty uważamy również przypadki, kiedy bieżąca planeta tworzy do planety urodzeniowej nie tylko koniunkcję, ale i jakiś inny aspekt: opozycję, trygon, kwadraturę itd. Teraz, kiedy to piszę, 13 czerwca 2006, bieżący Mars zbliżając się do 6° Lwa tworzy kwadraturę do urodzeniowej pozycji Marsa w moim horoskopie. Czyli (mówiąc fachowym skrótem) "mam kwadraturę Marsa do Marsa". Obecny czas marsowy przejawia się dość typowo: mam aktualnie wiele spraw na głowie, a dzień zacząłem od zrobienia planu pracy na kilka tygodni naprzód, bo miałem wrażenie, że się nie wyrabiam i musiałem sobie wszystkie te zadania spisać.

Tranzyty są odczuwalne w zakresie od jednego do trzech stopni. Przy dalekich i powolnych planetach, zwłaszcza kiedy one zmieniają kierunek widocznego ruchu z prostego na wsteczny lub odwrotnie, taka ścisłość tranzytu może utrzymywać się nawet miesiącami. Przykład; teraz, kiedy to piszę, Uran jest w 14°43' Ryb i za kilka dni zawróci (zacznie iść retro, tj. ruchem wstecznym). W piętnastym stopniu Ryb - czyli 14° z minutami - był i jeszcze będzie przez prawie cały maj, czerwiec i lipiec. (Uwaga: pisane w 2006 roku!) Gdy tranzyt jest taki rozwlekły, wydarzenia z nim związane wydarzają się dopiero wtedy, gdy dołączy się tranzyt jakiejś innej planety. Mówimy wtedy że tranzyt powolnej planety został zaktywizowany przez planetę szybką.

W praktyce jest tak, że kiedy coś się dzieje, czyli zachodzi pewne wydarzenie, w kosmogramie na ten moment widzimy wiele tranzytów. Rozszyfrowanie ich kaskady często nie jest łatwe - za to jakim jest wciągającym zadaniem dla astrologa!

Tranzyty mają tę właściwość, że działają punktowo, to znaczy w pewnym wąskim odcinku czasu, od-do, wokół pewnej daty. Tranzyt nie dotyczy długiego okresu w życiu.

Tranzyt może też polegać na przejściu pewnej planety przez oś horoskopu urodzeniowego: przez ascendent, mc itd.

Tranzyt określa charakter czasu, jakość czasu - wtedy kiedy się dzieje. Jakość czasu zależy od planet, które biorą udział w tranzycie; zależy od pary planet: planeta tranzytująca - planeta przyjmująca. W przykładzie z wycieczką z psami do przyjaciół na wieś planetą tranzytującą była Wenus, przyjmującą - Mars. Czas miał w tamtym dniu jakość wenusowo-marsową i w związku z tym należało się spodziewać wystąpienia zjawiska o takim właśnie, wenusowo-marsowym charakterze. Co było w tym wenusowego: spotkanie się razem ludzi (i psów), miła atmosfera, biesiada - a także typowo wenusowe igraszki, jakie zaczęły odbywać nasze psy. Co było marsowego: jazda, podróż, zwłaszcza powrotna, po nocy z psami tłukącymi się na tyle pojazdu. (Uwaga: na takich życiowych drobiazgach, w połączeniu z obserwacją planet, często najlepiej nauczysz się astrologii!)


Cykle planet

Metoda cykli planet polega na tym, że obserwujemy, co wydarza się w życiu zależnie od tego, w której fazie swojego cyklu znajduje się pewna planeta.

Różnica pomiędzy tranzytem a cyklem jest taka, że przy tranzycie planetę uważamy za działającą, aktywną, wyświetlającą swoje właściwości - tylko wtedy, kiedy mija pewien wyróżniony punkt ekliptyki (zodiaku), mianowicie ten, w którym coś jest w horoskopie urodzeniowym. Jeśli ta planeta jest kilka stopni dalej od tego wyróżnionego punktu, uważamy ja za nieaktywną i po prostu pomijamy w analizie, tak jakbyśmy jej nie widzieli. Inaczej jest w przypadku cyklu: daną planetę uważamy z aktywną nieustannie - ponieważ każda faza jej cyklu ma jakieś specyficzne właściwości, które będą się przejawiać i realizować w życiu.

W cyklu są momenty zwrotne, które z kolei są tranzytami. O tym za chwilę.

Stawiam hipotezę, że właściwie istnieje jeden cykl planetarny, polegający na tym, że coś się dzieje określonego, kiedy ta planeta przechodzi przez MC w urodzeniowym horoskopie, potem idzie przez ćwiartkę południowo-wschodnią ("poranną") urodzeniowego horoskopu, potem przechodzi przez urodzeniowy ascendent, potem przesuwa się przez ćwiartkę północno-wschodnią ("przedświtową"), potem przez IC, przez ćwiartkę północno-zachodnią ("wieczorną"), wychodzi ponad descendent, mija ćwiartkę południowo-zachodnią ("popołudniową") i wraca do MC.

Zauważmy i zapamiętajmy, że ten ruch bieżącej planety na tle urodzeniowego kosmogramu przebiega pod prąd - w przeciwną stronę niż planety realnie przechodzą w ciągu doby. (Jeśli zaniedbamy epizody ruchu wstecznego - retrogradacji.) Za to ten kierunek jest zgodny z kierunkiem zodiakalnym.


Cykl planetarny

Napisałem, że jest jeden cykl planetarny - rozumiem przez to, że charakterystyczne zjawiska, dziejące się w poszczególnych fazach cyklu, tzn. kiedy rozważana planeta np. mija MC albo schodzi pod ascendent - są podobne u różnych planet i właściwie mało zależą od planety, od tego, która planeta wykonuje ten cykl. Ogólny schemat zjawisk jest podobny.

Ten "uogólniony" cykl planet najbardziej jest wyraźny w przypadku cyklu Saturna - który trwa około 29 lat, a jedna jego faza, czyli przejście przez jedną ćwiartkę horoskopu, trwa średnio około 7 lat. (To jest owych "siedem lat tłustych, siedem chudych", które przepowiedział Józef faraonowi.) Właściwości uogólnionego cyklu najłatwiej jest omówić i wychwycić u siebie lub u kogoś właśnie na przykładzie cyklu Saturna.

Cyklem Saturna będziemy się zajmować w przyszłości bardziej szczegółowo i długo. Każdy uczestnik moich kursów powinien orientować się w swoim cyklu Saturna równie biegle jak w swoim kosmogramie urodzeniowym.

Drugim co do ważności cyklem jest cykl Jowisza o długości około 11-12 lat, jedna ćwiartka około 3 lata.

Cykle planet powolniejszych - Urana, Neptuna i Plutona są zatarte przez cykle Saturna i Jowisza, prócz tego są niewspółmierne z ludzkim życiem. Część ludzi dożywa zamknięcia cyklu Urana (ok. 85 lat), ale każde ludzkie życie jest tylko wycinkiem cyklu Neptuna lub Plutona. Musielibyśmy żyć dużo dłużej, żeby realizować cykle tamtych planet.

Mars, Wenus i Merkury poruszają się (pozornie, na ziemskim niebie!) zbyt nieregularnie, żeby obserwować ich cykliczność w opisanym wyżej sensie. Zapewne mają swoje cykle, ale nie względem osi horoskopu urodzeniowego należy je liczyć. Problem ten pozostaje niezbadany.

Cykl Słońca zapewne istnieje, ale zostaje zniekształcony i rozbity przez przyrodnicze i kulturowe cykle roczne. Co należy rozumieć tak, że wyraźniej przejawiają się w naszym życiu takie rzeczy, jak zima i lato, wakacje i święta Bożego Narodzenia, niż przypadające w stale tych samych momentach kalendarzowych fazy astrologicznego cyklu Słońca. Spoza kalendarza i jego wymogów nie widać astrologicznego wpływu Słońca...

Cykl Księżyca - jest słabo zbadany, ale jest to zarazem wdzięczne pole dla dalszych poszukiwań. Byłbym rad, gdyby okazało się, że realizuje się w życiu podobnie jak cykle Jowisza i Saturna, tyle że dużo szybciej, z częstotliwością raz na 29 dni.

O cyklach opowiem więcej w następnym wykładzie, nr. 41.


Progresje

Tranzyty i cykle dzieją się w czasie realnym. To znaczy bierzemy pod uwagę relacje, jakie tworzą (do horoskopu urodzeniowego) planety będące realnie na niebie w pewnym momencie lub przedziale czasu. Z jednej strony mamy bieżące planety, z drugiej kosmogram urodzeniowy jako punkt odniesienia, jako wzorzec, czyli coś, z czym porównujemy bieżące planety.

Przy progresjach nie używamy bieżących planet w czasie realnym, tylko planety w pewnej fikcyjnej skali czasu. Czynimy mianowicie założenie, że na wydarzenia w naszym, realnym czasie mają wpływ pozycje i układy planet w czasie przeskalowanym - powiększonym. Dokonujemy zabiegu, który można dowcipnie nazwać inflacją czasu: czas się rozdyma jak balon...


Progresja sekundarna. Najczęściej używaną skalą progresji jest to, co tradycyjnie nazywa się progresją sekundarną. (Sekundarna, słowo wzięte z łaciny, znaczy: "druga z kolei". Przyczyna używania tej nazwy jest historyczna i nieistotna.) W tej skali progresji, pozycje i układy planet w kolejnych dobach po urodzeniu odnoszą się do lat życia, tzn. realizują się jako wydarzenia w odpowiednich latach życia. Można to też nazwać tak, że zrównuje się 1 dobę ruchu planet po urodzeniu z 1 rokiem wydarzeń z życia (też licząc od urodzenia).

Czyli:


w świecie planet w świecie człowieka
1 obrót Ziemi, 1 doba 1 cykl Słońca/Ziemi, 1 rok

Jest to więc przeskalowanie czasu w stosunku 1 : 365.2422

Za znaczące uważa się w tej metodzie aspekty, jakie tworzą planety progresywne ("progredujące") do planet w horoskopie urodzeniowym.

Ważna uwaga: w progresjach sekundarnych planety wyraźnie dzielą się na trzy grupy:


Progresja prymarna. Nazwa znaczy: "pierwsza z kolei" - z przyczyn historycznych i umownych. Skala czasu polega tu na tym, że odpowiednikiem upłynięcia 1 roku w życiu jest czas potrzebny na przejście 1 stopnia ekliptyki przez urodzeniowe MC. Czyli tak jak w progresji sekundarnej modelem upływania kolejnych lat życia było mijanie kolejnych dni po urodzeniu, tak tutaj modelem kolejnych lat jest obracanie się nieba o kolejne stopnie. Metoda ta cieszyła się rewerencją u starożytnych Greków; mnie wydaje się wysoce wymyślona i zbyt dziwaczna, by się sprawdzała.

Można też robić (i robiono) próby z innymi skalami czasu, może coś w tym jest.


Dyrekcje

Dyrekcje, jak się wydaje, wynaleziono dlatego, że progresje prymarne były zbyt trudne do liczenia w czasach, gdy nie znano kalkulatorów. Dyrekcja polega na tym, że kąt (w stopniach!) pomiędzy dwiema planetami uważa się za ekwiwalent czasu życia. Czyli jeśli np. Wenus i Słońce są odległe w horoskopie urodzeniowym o kąt 27 stopni, to twierdzi się, że wydarzenia o charakterze wenusowo-słonecznym, np. małżeństwo, zrealizują się w 27 roku życia właściciela/ki horoskopu. Dyrekcje prowadzą do sprzeczności: bo jeśli pewna relacja między planetami jest wyrazista i znacząca w horoskopie urodzeniowym, to jej realizacja w procesie dyrekcji powinna być podobnie wyrazistym, pierwszoplanowym wydarzeniem w życiu. Z tego powodu planety, które tworzą w horoskopie urodzeniowym aspekty, powinny realizować szczególnie ważne wydarzenia w życiu. Aspekty takie jak kwadratura, trygon lub inne powinny się realizować w 30 życia, kiedy to urodzeniowa kwadratura staje się dyrekcyjnym trygonem, opozycja kwinkunksem itd. Podobnie powinno się dziać w 45 roku życia, kiedy kwadratury realizują się jako półkwadratury. Lata 30 i 45 w każdej biografii powinny być szczególnie gęste od przełomowych wydarzeń, czego oczywiście się nie obserwuje! - Wniosek z tego taki, że dyrekcjom możemy spokojnie podziękować niby domokrążcom. Piszę o tym, bo na dyrekcjach opierało się astrologiczne wróżbiarstwo przez wieki, a niektórzy koledzy po fachu zapewne używają ich do dziś. Dyrekcja to historyczna ciekawostka, tak jak flogiston i płaska Ziemia, a jeśli się "sprawdza", to tylko przypadkiem, przez naciąganie faktów albo przez sugestię. Zapomnieć!


Solariusze i lunariusze

...Po angielsku zwane zbiorczo i zgrabnie returns, czyli "powroty". Idea jest taka, że kiedy Słońce lub Księżyc wraca na swoje miejsce urodzeniowe po kolejnym obiegu, to z układu planet na ten moment można wywróżyć charakter następnego takiego okresu. Z układu planet na urodziny - czyli na moment powrotu Słońca do miejsca urodzeniowego - wnioskuje się o tym, jaki będzie następny, zaczynający się w tym momencie rok życia. (To jest solariusz.) Z układu planet na moment powrotu Księżyca do swojego urodzeniowego położenia (czyli: z lunariusza) wnioskuje się o zaczynającym się cyklu (miesiącu) Księżyca.

Wg mnie solariusze i lunariusze, jeśli chodzi o ich wartość prognostyczną, lokują się gdzieś pomiędzy rzetelną astrologia a wróżbami andrzejkowymi.

Jednak wydaje mi się też, że jest w tej metodzie coś, co warto rozwinąć. W sposób podobny do tego, jak się robi w solariuszach lub w lunariuszach można określać jakość zaczynającego się cyklu planetarnego. Być może to podejście dałoby niezłe wyniki przy badaniu cykli Saturna, Jowisza, Słońca i Księżyca. Z taką tylko różnicą, że gdzie indziej należy te cykle zaczynać: nie od przejścia przez własną urodzeniową pozycję danej planety, lecz od faktycznego momentu zwrotnego w cyklu, którym jest przede wszystkim przejście planety przez MC (nie wykluczam też przejścia przez ascendent). Czyli, być może, także solariusze i lunariusze dałoby się uratować, ale gdyby je rysować nie na powrót Słońca do urodzeniowego Słońca i Księżyca do urodzeniowego Księżyca, tylko na powroty tych planet do urodzeniowego MC.


Inne...

Bywają stosowane tzw. lata planetarne - że najpierw, powiedzmy do 7 roku życia, człowiekiem opiekuje się Księżyc, potem Wenus, potem Mars itd. Bywają też stosowane jakieś kombinacje numerologiczne. Dyrekcje stosuje się z różnymi wzorami przeliczającymi kąt między planetami na lata. Spotkałem się też z systemami, w którym rolę wskaźnika bieżącego czasu pełnił pojedynczy punkt przesuwający się po horoskopie urodzeniowym niby wskazówka. Wymyślono też system, w którym ta wskazówka stopniowo zwalnia zgodnie z pewnym wzorem... Niestety, w tej dziedzinie ludzie wiele wyfantazjowali, a niewiele rzetelnie sprawdzili.

My będziemy, w celu podglądania zjawisk dziejących się w czasie, posługiwać się:




2011-07-02. Wojciech Jóźwiak. Cykl: Astrologia samopoznania

« 39. Wstęp do synastrii, czyli związki... SPIS ↓ 41. Cykle planetarne »

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora, którym jest Wojciech Jóźwiak.