2019-12-29. Wojciech Jóźwiak. Cykl: Astro-refleksje

« Oddelegowani przez świat SPIS ↓ Cykl Saturna dla Polski i czy... »

Czytaj w Czytelni

Przewartościowanie ! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Ostatnio w Tarace piszę właściwie o dwóch rzeczach: o koniunkcji Saturna i Plutona – i o Philippe Descoli, dokładniej o jego czterech ontologiach. Czy i jaki związek ma pierwsze z drugim? Koniunkcja S-P wróży zmiany w świecie. Wśród nich zmiany fundamentalne. Koniunkcja ok. 1883 r. przyniosła, prócz innych nowinek, polityczną stabilizację w Europie i wraz z nią kres nadziei na rewolucyjne rozwiązania, w tym koniec polskich nadziei na wybicie się na niepodległość. Ale dokładnie przy ścisłości tamtej koniunkcji Henryk Sienkiewicz rzucił na rynek, zrazu w gazetowych odcinkach, powieść, która stała się początkiem największego wojowniczo-patriotycznego polskiego mitu-eposu, „Ogniem i mieczem” mam na myśli. Który to mit skręcił polskie myślenie na osobliwe tory: kontr-nowoczesne i kompleksowo-wyższościowe, co warte osobnego opowiedzenia, nie teraz. Koniunkcja 1914-15 przyniosła wojnę światową i (skutkiem ofensywy gorlickiej) wyzwolenie Polski spod jednego okupanta (spod Rosji) przez dwóch pozostałych (Niemcy i Austro-Węgry); niepodległość zaczęła się wynurzać. Jednak rok 1914 był też początkiem nowej europejskiej wojny aż trzydziestoletniej, która chociaż najpierw nas złudziła wolnością, to w końcu przyniosła największy w naszej historii kolaps i pogrom. Przy koniunkcji 1947 zatrzasnęła się klapa na komunistycznym autoklawie w którym nas umieszczono, śruby dokręcono. Przy następnych aspektach S-P puszczały trochę, to znów były dokręcane. W czasie zaciskania się koniunkcji 1982-83 reżim usiłował się ratować „stanem wojennym”, ale nie na wiele to się zdało, ponieważ wkrótce od pierestrojki rozsypał się ZSRR, zaczęła się pauza geopolityczna (lub: strategiczna, lub jeszcze inaczej) i z pewnym trudem, trzęsąc się na wybojach jak zdezelowany pojazd, jakoś dobiliśmy do Zachodu i Europy. Teraz idzie kolejna koniunkcja S-P, za kilka dni będzie ścisła i nawet jeśli „nic” się nie wydarzy, bo nie zawsze podczas tych koniunkcji wybuchały wojny lub działy się inne Straszne i Spektakularne rzeczy, to pewne przemiany już są widoczne, niektóre ostro.

Te widoczne już przemiany możemy z grubsza rozróżnić na małe i duże. O tych małych mówi-pisze się więcej, bo z grubsza wiadomo jak. Mamy opanowany („obcykany”) język do opowiadania o nich. Trzy lub cztery takie małe przemiany, które od razu przychodzą na myśl, to: przechodzący wszelkie miary gospodarczy rozrost Chin i idący za tym wzrost ich wpływu na świat. Drugie: nieuchronna rywalizacja, grożąca wojennymi przedłużeniami polityki, między nimi a „starym” i (przeważnie) łagodnym hegemonem Ameryką. Trzecie: militarne resurectio („stanięcie na nowo prosto na nogach”) Rosji, upadłej po poprzedniej koniunkcji. Czwarte: kompleks słabości, lub kompleksowa słabość, Europy, która wręcz przestała być atrakcyjna jako wzór do naśladowania dla jej nowych akcesantów.

Te przemiany, jak powiedziałem, są małe. W historii-polityce takie przesunięcia i wahania zawsze się odbywały. Inaczej te duże: bo ich dotąd nie przerabialiśmy, zaskakują nas, nie mamy dobrych pojęć, aby o nich mówić, aby je nazywać, a co dopiero wymyślać sposoby na radzenie sobie z nimi. Te duże przemiany dają się podciągnąć pod jedną wspólną bardzo obszerną formułę: wyczerpywanie zasobów. Rozrost cywilizacji pociąga to, że brakuje (zaczyna brakować) dla niej zasobów. Rabując te istniejące na zasadzie business as usual, tym szybciej i skuteczniej dobijamy do granic Ekosystemu Ziemia. Dawni futurolodzy najbardziej obawiali się wyczerpania ropy, tymczasem okazało się, że pierwszy i z najgorszymi konsekwencjami wyczerpał się zasób, którego mało kto wcześniej zauważał, mianowicie zdolność atmosfery do odbierania dwutlenku węgla. Ma się rozumieć, do atmosfery można zrzucić dowolnie wiele CO2, bo tego żadne prawo fizyki nie zabrania, ale skutek, koszt tego jest przykry, bo Ziemia od tego się przegrzewa. Następuje – już nastąpiło – globalne ocieplenie czyli kryzys klimatyczny, lub raczej klimatyczny kolaps. (Bo kryzys to wtedy, kiedy jest źle, ale od tego momentu będzie się polepszać, za to przegrzanie się nie cofnie, na pewno nie za życia tej cywilizacji.)

Wyczerpanie możliwości bezbolesnego odbioru odpadów ze spalania, czyli CO2 (i innych gazów cieplarnianych), jest najbardziej nagłaśniane, ponieważ uderza w nas najbardziej widocznie i nie daje nadziei, że to się jakoś łatwo odwróci. Ale prócz tego jest długa lista innych dobić do zasobowej ściany, przy których mniej krzyczymy, bo wydaje się, że brak tego czegoś lub jego zużycie, zniszczenie, albo się odwróci, albo jakoś damy sobie radę bez niego, na erzacach-zastępnikach pojedziemy, albo „technika naprawi, co zepsuła”. Damy sobie radę bez wymarłych morświnów, nosorożców, koali lub krasek. Przeławiamy, czytaj: wymordowujemy, oceany, ale może da się te ryby jakoś technologicznie hodować. Niszczymy gleby, ale pewnie przez wzrost nawozów lub jakieś sztuczki z GMO, lepszymi odmianami, da się z ziemi wydusić więcej ziarna. Wytniemy Amazonię, za to posadzimy plantacje oxytree. Jednak każde zastępowanie natury technologią, prócz odarcia świata z jego naturalnego piękna, żre energię – przy której uzyskiwaniu produkujemy CO2, od czego podgrzewa się atmosfera i kisną oceany, i zaciska się garota globalnego przegrzania. Dlatego katastrofa z CO2 jest nie tylko najtrudniejszym z impaktów na Ekosystem Ziemia, ale jest katastrofą katastrof, jakby czapą nad nimi, bo wszystkie inne w końcu do niej się sprowadzają i do niej dokładają.

Przy poprzednich (historycznie) zagrożeniach byliśmy zagrożeni czyjąś złością, lub szaleństwem, co na jedno wychodzi. Jacyś naziści, albo komuniści, upierali się budować swoje urojone tysiącletnie imperia; albo jakaś łagodniejsza, łaskawsza dynastia tyranów upierała się przeorganizować nas po swojemu, przeciw czemu wierzgaliśmy. Jednak było to dość jasne: zagrożenie pochodziło od zła, od czyichś złych intencji. Obecny eko-klimato-kryzys w tym punkcie różni się biegunowo. Zagrożenie nie pochodzi z zewnątrz, od kogoś innego, tylko od nas, od nas samych, więc nie jakiś wróg-najeźdźca nam grozi, ani nawet wróg wewnętrzny, jakiś podły buntownik, tylko sami sobie szkodzimy. Po drugie, zagrożenie nie pochodzi od zła, tylko od dobra. Nie od złych intencji, tylko od tych dobrych. Pochodzi od tego, że chcemy mieć ciepło, dachy nad głowami, jeść do syta i kalorycznie i to co lubimy, więc w tym mięso, podróżować do woli, mieć samochody, autostrady, sklepy i mega-magazyny dla nich, samoloty i lotniska; chcemy, żeby było widno i dobrze oświetlone, i żeby było sucho, woda po deszczu zaraz spływała, żeby słodyszek nie obniżał plonów rzepaku, ani wirus ASF pogłowia trzody... itp. itd. I oto tego dobrego zrobiło się za wiele. Ziemia nie mieści. Dodać trzeba jeszcze jedno dobro: żeby było nas, członków mojego narodu, plemienia, kościoła, lub klientów mojej firmy, więcej – coraz więcej. (Ciekawe, że chyba nikt nie wyraża potrzeby, żeby ludzi było więcej – w ogóle.) To, że nie czyjeś-obce zło, tylko nasze własne dobro grozi nam wyginięciem, jest za trudne do prze-rozumowania. Że nasze wartości stały się dla nas zagrażające, to do większości głów nie wchodzi.

Dochodzimy do punktu, że aby iść dalej, musimy przewartościować wszystkie wartości. Ciekawe, że Nietzsche wymyślił tę frazę, umwerten alle Werte, w r. 1883, podczas koniunkcji Saturn Pluton, cztery koniunkcje temu. Kryzys klimatu, prócz ekologii i ekonomii, jest przede wszystkim problemem filozoficznym. Musimy się zmienić, a najpierw swoje sposoby myślenia. Żeby zmienić, musimy znać alternatywy. Skąd? Prócz tego, czego dostarczają nasi myśliciele, mamy jeszcze pewien zasób alternatyw u innych kultur, tych niezachodnich i nieeuropejskich, lub trochę naszych, ale zapomnianych. Badają je etnologowie, a jeden z nich, Philippe Descola, paręnaście lat temu poklasyfikował możliwe stosunki-do-świata (ang. worlding, bez pol. przekładu?) na cztery formuły. Czytam Descolę, żeby mieć jakieś pojęcie o alternatywach.

Niezależnie od tego, jakie dalsze wydarzenia i przemiany towarzyszyć będą obecnej koniunkcji Saturna i Plutona, najbliższy obrót cyklu tych planet, do 2053 r., zapowiada się jako fascynująca epoka. Bo oto Kanał Świata – world channel, mówiąc Mindellem – stawia nas przed egzaminem, być może najsurowszym w dotychczasowej historii... nie, historii nie Polski, tylko ludzi w ogóle. Zadanie na tym egzaminie polega na tym, żeby świadomie pokierować sobą-własną populacją i cywilizacją, i wziąć odpowiedzialność za swoją żywą planetę. Podobnego zadania dotąd nie było i nie jesteśmy na nie przygotowani.

Kryzys klimatyczno-środowiskowy czyli antropocen, rzuca nowy rodzaj światła na wszystko, co dotąd wymyśliliśmy. Lub cienia. Warto przeglądać i sprawdzać, jak coś z tych rzeczy, które dotąd mieliśmy za ważne, prezentuje się w świetle lub w cieniu antropocenu.

2019-12-29. Wojciech Jóźwiak. Cykl: Astro-refleksje

« Oddelegowani przez świat SPIS ↓ Cykl Saturna dla Polski i czy... »

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora, którym jest Wojciech Jóźwiak.