Pytania podstawowe .83
Sprawą sporną jest czy wyznaczać solariusz na miejsce urodzenia czy raczej pobytu w danym roku - zwłaszcza, gdy znaczna różnica w położeniu.
Troje psychologów ze szwedzkiego uniwersytetu w Lund przebadało miłośników astrologii. Poddali ich testom i ustalili, jakie mają typowe cechy osobowości. Co wyszło? Że są nadprzeciętnie narcystyczni! Oraz mają inteligencję poniżej średniej. Czyli, mówiąc bez naukowej dyplomacji: są to zakochane w sobie głuptasy. I takich ludzi głównie przyciąga astrologia.
Czy naprawdę jest to wynik miażdżący astrologię?
Badania wyglądają solidnie. Szwedzcy badacze testowali próbkę 264 uczestników, w większości kobiet (aż 87%), w wieku od 25 do 34 lat. Osoby te zgłosiły się na ogłoszenie na Facebooku. Testy były trzech rodzajów: pierwszy zestaw miał zbadać „klasyczny” rozkład pięciu głównych wymiarów osobowości, czyli ekstrawersję, neurotyzm, ugodowość, otwartość na (nowe) doświadczenia i sumienność. Drugi zestaw pytań określał poziom narcyzmu czyli, mówiąc prosto, zapatrzenia w siebie lub zafiksowania na punkcie własnego „ja”. Trzeci zestaw określał poziom inteligencji. Dodatkowe pytania określały poziom „wiary w astrologię” – oraz przekonanie, że astrologia ma podstawy naukowe.
Co się okazało? Że występują korelacje. Najprościej mówiąc, korelacja mówi o tym, że „im ktoś jest bardziej A, tym bardziej jednocześnie jest B”. Np. im ktoś ma wyższy dochód, tym jego samochód ma większą pojemność silnika – gdyż bogaci kupują samochody o większej mocy. Korelacja zachodzi (tylko) statystycznie: pokazuje coś, co się dzieje średnio i typowo.
No więc jakie korelacje znalazły badaczki i badacze z Lundu? Wśród badanej próbki osób przeważało przekonanie, że astrologia jest uzasadniona naukowo. Im bardziej ktoś „wierzył” w astrologię, tym bardziej był przekonany, że jest „naukowo prawdziwa”.
Dość wysoka okazała się korelacja między „pro-astrologicznym” nastawieniem, a narcyzmem. – Taka, że jeśli ktoś jest dobrze do astrologii nastawiony, to ma ok. 20% szansy, że jednocześnie jest bezkrytycznie zapatrzony w siebie – bo do tego sprowadza się narcyzm.
Także znaczna była korelacja (tej „pro-astrologiczności”) z otwartością na doświadczenia. Mówiąc bardziej normalnymi słowami, znaczy to, że do astrologii lgną ludzie o otwartych umysłach, żywo interesujący się wszystkim, co nietypowe, nowe lub egzotyczne.
Dość wysoka była też korelacja z ugodowością. Czyli astrologię lubią osoby nie lubiące się kłócić i gotowe pogodzić sprzeczności, takie że jeden mówi to, drugi tamto, i w jednej gazecie piszą jedno, a w drugiej drugie. Mając wysoką ugodowość staramy się w takich przypadkach znaleźć „wspólne jądro” w takich sprzecznościach.
Korelacja z inteligencją okazała się ujemna. Miłośnik astrologii ma 16% szansy, że inteligencję ma „pod kreską”. Myślę, że jest to wina rynku. Najlepiej sprzedają się i nagłaśniają te astro-wiadomości, które są najprostsze i najbardziej sensacyjne. Rubryki codziennych horoskopów dla Baranów, Byków i td. – przyznajmy – nie należą do szczytów intelektu. A przecież większość publiczności wiedzę o astrologii uzyskuje z tego źródła.
Nie można więc ukryć, że te badania dają obraz nie tyle astrologii lub społeczności miłośników astrologii – co raczej przeciętny obraz tego, jak astrologia jest odbierana przez masowego czytelnika.
Tylko ten wysoki narcyzm martwi... Ale przecież świadczy to o tym, że ludzie sięgają po astrologię, lepszą lub gorszą, głównie po to, żeby czegoś dowiedzieć się o sobie. Jaka-jaki jestem? Kim jestem? Robią to te osoby, które bardziej przejmują się sobą... I zapewne u tych osób wychodzi w testach wysoki poziom narcyzmu.
Dla astrologów i astro-autorów badania z Lundu są cenną wskazówką. Mówią o tym, kto szuka astrologii i do kogo trafia astrologiczny przekaz. Ja chętnie podkreślę pozytywne cechy, które wynikły z tamtych statystyk: otwartość umysłu i niechęć do kłótni o rzekomą „jedynie słusznie prawdę”.
Wojtku, gdzieś jeszcze rozwijałeś temat punktów międzyosiowych?W trakcie badań nad tym cyklem zwróciłem uwagę również na momenty przesileń pośrodku każdej ćwiartki cyklu, co kazało mi wyróżnić punkty leżące w horoskopie dokładnie w połowie drogi między ascendentem a imum coeli, imum coeli a descendentem i tak dalej. Te cztery punkty międzyosiowe wprowadzają kolejny, trzeci już podział ekliptyki, tym razem na osiem ósmych części, a pobyt Saturna w tych częściach i jego przechodzenie przez ich granice nadaje dodatkową strukturę jego cyklowi.
- Wojciech Jóźwiak: (Punkty międzyosiowe w cyklu Saturna) Lolu: Nie. Kiedyś miałem taki pomysł, ale kiedy sprawdzałem na konkretnych przypadkach biografii, to okazywało się, że ewentualne przejścia Saturna przez punkty międzyosiowe nikną we wpływie tranzytów Jowisza (cyklu Jowisza przez ćwiartki) i innych tranzytów.
Z tamtych szukań pozostał mi wniosek, że druga połowa przejścia Saturna przez daną ćwiartkę jest jakoś inna niż pierwsza. Ale jak inna? Nie mam na to formuły, tylko jakieś intuicje.
W strefie równikowej ten system się rozpada, a na południowej półkuli powinien być odwrotny.
Zgadzam się, że to jest problem -- czekający na rozwiązanie.
Wstawiam rysunki z wczorajszego webinarium. Pokazują one trzy modele, które rządzą naszym pojmowaniem przestrzeni związanej z Ziemią. Pierwszy, to szowinizm północnej półkuli. Wyrósł on z tego przypadkowego faktu, że cywilizacje, także te, w których wynaleziono astrologię, powstały i trwały na półkuli północnej. Szowinizm PP zyskał wielkie wzmocnienie odkąd wynaleziono globusy, które przedstawiały Ziemię jako przedmiot oglądany od góry od strony półkuli północnej. Był w tym nie tylko północny szowinizm, ale i duża dawka kolonialnej pychy. Globusów wcale nie trzeba było mocować z pionową osią obrotu. Dla strefy równikowej naturalniejsze/wygodniejsze byłoby umocowanie z osią poziomą.
Drugi model, to model "cesarza twarzą na południe". Pozornie przeciwstawny do poprzedniego, ponieważ wartościuje pozytywnie kierunek południowy. Ale zarazem pozytywne wartościuje lato, kiedy Słońce jest najwyżej nad południowym horyzontem, a szczególnie pozytywnie wartościuje moment przejścia Słońca znad półkuli południowej nad północną czyli wiosenną równonoc, czyli pośrednio Punkt (Zero) Barana, okrzykując go "początkiem ekliptyki". Co zostało jako punkt zero na skali długości ekliptycznej i jako pierwszy znak zodiaku (Baran).
W trzecim modelu, który tutaj proponuję...
W trzecim modelu, który tutaj proponuję, obserwator zajmuje możliwie najbardziej neutralną pozycję na Ziemi: tam, gdzie symetria "krajobrazu" na styku Ziemi i nieba jest najwyższa: tak jest na równiku. Na równiku obie półkule dosłownie niczym istotnym nie różnią się (prócz przypadkowych faktów, że na jednej leży Tasmania, na drugiej Hokkaido) -- są doskonale symetryczne. Jedyna asymetria, więc i możliwość odróżnienia obu półkul wynika z polarności ludzkiego ciała: że prawa ręka jest aktywna i prowadząca, a lewa ręka pomocnicza. Gdy Obserwator (Draṣṭṛ द्रष्टृ) patrzy na wschód (Słońca) jedną półkulę (tę z Tasmanią) ma po swojej prawej stronie/ręce, drugą (tę z Hokkaido) ma po stronie/ręce lewej. Symbolika prawego i lewego przenosi się na półkule, bieguny i półrocza pobytu Słońca nad każdą z półkul i dalej na punkty kardynalne Koziorożca (prawy) i Raka (lewy). Symbolika wschodu i zachodu przenosi się na punkty kardynalne odpowiednio Barana i Wagi.
- Wojciech Jóźwiak: Btw. Ten drasztyr -- draṣṭṛ -- w dobrą porę mi się przypomniał. :)
- Naviganto: Sam fakt używania mercatora podkreśla szowinizm północnej półkuli bo ona na tym najbardziej korzysta
- Wojciech Jóźwiak: Techniczna uwaga do Naviganto i Wszystkich: edytor AA potrafi wkleić grafikę tylko gdy ta jest plikiem. Metodą "upuszczania z myszy" nie wklei: będzie widać tylko pusty kwadrat.
- Wojciech Jóźwiak: Zgadzam się, potworne są te mapy w odwzorowaniu Mercatora.
- Naviganto:
- Wojciech Jóźwiak: No...

- Wojciech Jóźwiak: Czesław Klimuszko nie żyje już od 41 lat (tak!), a jego legenda trwa.
- Jutrzenka: Czyli wg. o Klimuszki Polska miała by się stać żródłem nowego prawa. Ciekawe bo prawo to my faktycznie wadliwe mamy. Więc wygląda, że to prawo jakieś duchowe żródło by mogło mieć. No ja ostatnio jestem zwolenniczką reinkarnacji,bo to się inaczej kupy nie trzyma. Kościół zresztą też kiedyś był zwolennikiem reinkarnacji i nagle mu sie zmieniło nie wiadomo czemu. Klimuszko mówił,że za 50 lat chciałby żyć w Polsce.
Tak sobie pomyślałem: czego ja
właściwie chcę od ludzi, których uczę astrologii i z którymi
dyskutuję w AA? Dlaczego mi zależy na tych kontaktach? A zależy
mi, bo inaczej dawno bym tę „działalność” zarzucił.
Odpowiedź przyszła (tzn. mi się re-pomyślało) zaraz: ponieważ
chcę się podzielić pewną „pracą” estetyczną. Pewnym
rodzajem podziwiania lub podziwu. Podziwiania, jak planetarne „prądy”
przejawiają się w życiu, w realu, w przypadkach.
Podziwiania.
Podobnie jak podziwia się obrazy, muzykę,
krajobrazy, drzewa, ptaki.
Bo właściwie po co nam ta astrologia?
Na pewno jest (jakoś) użyteczna: pozwala lepiej poznać i zrozumieć
siebie i innych, i postępowanie własne i innych . Pozwala dostrzec,
ze wydarzenia polityczne-historyczne nie dzieją się w przypadkowych
momentach. Pozwala widzieć więcej regularności w świecie. Ale to
nie wszystko, bo użyteczność nie wyczerpuje pożytku z
astrologii. Jest w tym coś więcej: jest podziwianie, czyli też
podziw i zdziwienie. Czyli nie pragmatyka tylko estetyka.
Chciałem
o tym od razu napisać artykuł, ale zreflektowałem się, że lepiej
będzie to najpierw przedyskutować.
Czyli: co o tym myślisz?
- Komodorak: Wydaje mi się, że astrologia nie różni się szczególnie w sensie "podziwiania" od innych nauk. Najbardziej na tę estetykę wrażliwi są chyba matematycy, ale to samo odczuwają fizycy, chemicy i nie-ścisłowcy. Bo czy człowiek pracujący nad egzotyczną teorią od dziesięcioleci może być karmiony pobudkami praktycznymi nie mając żadnego potwierdzenia słuszności jego rozważań? Pożądaną cechą astrologii jest zdolność do wypełniania umysłu, stwarzania przestrzeni do kolejnych "rozkminek", rozmyślań, dawania problemów do rozwiązania i konieczności ciągłej weryfikacji. Również jest to wiedza, która daje pewną dyskretną poznawczą przewagę nad innymi (ale tak samo działa np. chemia!). Astrologia jest źródłem głębokiej satysfakcji kiedy uda się przewidzieć coś zawczasu albo rozpoznać ludzką osobowość co potem poprze kosmogram. Nie jest to jednak wiedza, którą można w jakiś sposób spożytkować. Wiedza wartościowa sama w sobie.Jestem zdania, że astrologia to przede wszystkim estetyka!
- Wojciech Jóźwiak: Blanszeto, nie mówię, że podziwiam "jedność i porządek świata". Podziwiam (przez astrologię) rzeczy z dużo mniej ogólnej półki. Np. dziwne/dziwaczne zbiegi okoliczności, które dzieją się podczas pewnych tranzytów. Czy to, że wydarzenia towarzyszące tranzytom wciąż nas zaskakują. A to wcale nie pociąga ani "jedności" ani "porządku".
Wcale mi nie chodzi o jedność ani porządek. Chodzi mi o (samo) podziwianie. Mówi się, że estetyka dotyczy piękna. Mnie piękno nigdy nie kręciło. Owszem, doceniam, ale w estetycznych wrażeniach jest coś więcej niż "piękno". Jest właśnie zdziwienie. I podziw. - Wojciech Jóźwiak: Albo "wow", po polsku "Łau!"
Link do tego wątku forum: Pytania podstawowe .83