prowadzi Wojciech Jóźwiak • od 2004
 
Sigmund Ferdinand Ritter von Perger. Porwanie Ganimedesa, 1832

2024-01-21. Wojciech Jóźwiak. Cykl: Cykle astrohistorii

Czytaj w dziale Pracownia
☚ Cykl Saturna dla Polski, do r. 2022

Wodnik i Apokalipsa

Wykład z 9 marca 2022, o archetypach Wodnika i Plutona na tle ingresu Plutona do Wodnika.

Dzisiejsze webinarium z naszego cyklu zdominowanego Plutonem, właściwościami Plutona, archetypem Plutona, nosi tytuł „Wodnik i apokalipsa”, czyli właśnie apokaliptyczne wątki związane z archetypem znaku Wodnika. Dobrym wstępem jest ten obraz.

apokalipsa Wodnika

Obraz, jak już wszyscy widzą, przedstawia Ganimedesa, Ganimeda porwanego, w trakcie porywania go przez Zeusa pod postacią orła lub przez orła, który w istocie jest Zeusem. I Zeus niesie go na niebiosa, niesie go w przestrzeń powietrzną. Być może ten górzysty krajobraz, który tam widzimy w głębi, jest artystycznie wyobrażonym Olimpem. Nie potrafię nic powiedzieć więcej o tym obrazie: ani kto jest autorem, kto go namalował, ani kiedy ten obraz powstał. Jeżeli ktoś ten obraz pozna, to proszę mi zgłosić, będę wdzięczny za zgłoszenie. Obraz skopiowałem z witryny, która nie podawała, co pokazuje.

[Dopis. 30 stycznia 2024: Jest to obraz "Porwanie Ganimedesa" pędzla Sigmunda Ferdinanda von Perger, 1832. Za zgłoszenie jestem wdzięczny Współczytelniczce używającej pseudonimu Sun Lion.]

Żeby właściwie podejść z właściwym wyposażeniem, uzbrojeniem umysłowym (intelektualnym, mentalnym) do tego obrazka, przypomnijmy sobie, uświadommy sens znaku Wodnika i sens pojęć, siatki pojęć – tej archetypowej sieci pojęć, która za tym obrazem się kryje, także za tym znakiem zodiaku i za tym punktem ekliptyki. Tu jeszcze wyjaśnię, że kiedy mówię o Wodniku, to rozumiem jednocześnie dwie rzeczy. Po pierwsze, znak Wodnika taki, jakiego używa astrologia ogólna (ogólnie przyjęta), czyli obszar między 300 a 330 stopni ekliptyki (długości ekliptycznej) – to jest pierwsze znaczenie, a drugie znaczenie, które mam jednocześnie w umyśle i bym chciał, żebyśmy je mieli, to jest zero Wodnika. To jest punkt trzykrotny – punkt harmoniczny trzykrotny powietrzny 0° Wodnika, 300° długości ekliptycznej i koncepcja jest taka, że w tym punkcie skupiona jest większość tej znaczeniowej mocy pojęcia czy archetypu Wodnika, a cała reszta to jest takie tło zodiakalne, które zmienia się w obrębie znaku, słabnie, ale zostaje uzupełnione w pewnych punktach, na przykład po 8° Wodnika albo 24° Wodnika. Właśnie takie widmo wodnikowe dalej jest. Jest pierwszy zdecydowany punkt zero Wodnika, w którym się skupia moc żywiołu powietrza, ona potem jeszcze się powtórzy w 24° Wodnika, ale jak mówię, reszta to jest widmo; reszta to są różne warianty na temat tego znaku i jego archetypu, różne pomocnicze warianty. Natomiast sam Wodnik, Wodnik w sensie właściwym, to jest zero Wodnika. Teraz ten temat jest aktualny, dlatego że żyjemy teraz w tych latach podczas ingresu Plutona do Wodnika.

Pluton zbliża się do Zera Wodnika, czyli wchodzi w koniunkcję z punktem harmonicznym Zero Wodnika. Badanie poprzednich cykli Plutona uświadomiło nam to, co stało się 2 lub 3 tygodnie temu. O tym wtedy mówiłem w webinarium, że cztery znaki zodiaku, czy też cztery punkty trzykrotne harmoniczne, bądź kardynalne, szczególnie aktywują Plutona, szczególnie dają mu okazję do okazania swojej mocy, do wyświetlenia jego potencji. I te cztery punkty to są Zero Raka, Zero Lwa i przeciwległe Zero Wodnika, Zero Koziorożca. W cyklu Plutona kończy nam się teraz epoka koziorożcowa, czyli pobyt Plutona w Koziorożcu i jesteśmy w fazie przejściowej, czyli w okresie ingresu Plutona do Wodnika, kiedy zaczynają z coraz większą siłą wyświetlać się treści wodnikowe.

Siłą rzeczy też zanikają treści koziorożcowe. O tych treściach koziorożcowych mówiłem właśnie wtedy, trzy tygodnie temu, że tutaj Pluton wyświetla się, ujawnia się w takich obszarach jak ucisk, opresja, budowanie sztywnych systemów, tyrania i dzieje się to również poprzez sposoby, które trudno rozpoznać, bo właśnie tak jak opowiadałem, to również nasze ulubione media społecznościowe z Facebookiem na czele podpadają pod te kategorie mechanizowania ludzi. No ale to był tamten temat, teraz skupiamy się na ideach wodnikowych, więc wróćmy do tego obrazu, co przedstawia, w jednym zdaniu... – Przedstawia porwanie człowieka, istoty przyziemnej związanej z ziemią, w powietrze przez wysłannika z tamtego powietrznego, być może boskiego świata.

Chociaż jeśli patrzymy na tego czarnego orła, to on raczej nie budzi zaufania. Ta scena porwania Ganimedesa była wielokrotnie, czy mogę się poważyć na takie twierdzenie, nieproporcjonalnie często malowana w dawnych epokach Renesansu i późniejszych, zanim malarstwo mitologiczne wyszło z mody. Nieproporcjonalnie często. Dlaczego? Dlatego, że ta scena ma wiele podobieństwa z chrześcijaństwem i to widać, to znaczy nie całkiem prawomyślni malarze bądź ich sponsorzy, nie całkiem prawomyślni-ortodoksyjni w obrębie katolicyzmu czy protestantyzmu, pozwalali sobie na takie wariacje, na takie dygresje polegające na poszerzeniu wyobraźni i imaginarium chrześcijańskiego o motywy mitologii greckiej. Tak, że powstawał pewien wariant, pewna wariacja na temat pewnego wątku, który jest podkreślany w chrześcijaństwie, natomiast w mitologii greckiej tak naprawdę jest marginalny, bo faktycznie wątek z tym Ganimedesem był marginalny. Ganimedesowi nie budowano świątyń, była to postać jakoś zdawkowa z drugiego, trzeciego planu greckiej mitologii i religii.

Za to, jak mówię, bardzo urosła na tle chrześcijańskim, dlatego że jak powiedziałem, przypomina pewne wyobrażenia, do których stopniowo dojdziemy. Tutaj proszę zwrócić uwagę, że jak jest wyobrażone niebo. Niebo nie jest jednolitą, czystą przestrzenią. Niebo składa się z chmur. Przez te chmury prześwituje Słońce, tak się należy domyślać, które jest gdzieś tam schowane za skrzydłami orła, stąd idą jego promienie. Te promienie przeświecające przez chmury kojarzą się z przedstawieniami Boga: albo Boga tego głównego Ojca, albo Boga jako Boga, taką abstrakcję niebiańską albo nawet Chrystusa, który też ma przyjść pod pseudonimem Syn Człowieczy, ma przyjść po obłokach po to, żeby obudzić Ziemię w dniu Sądu Ostatecznego.

No więc tu jest zasugerowane, że ta maszkara, ten pseudo-orzeł jest wysłannikiem Boga Najwyższego, który właśnie unosi Ganimedesa, ale tak naprawdę jest to alegoria duszy ludzkiej porwanej, egzaltowanej, wyniesionej ku niebiosom. Jest to obraz tego, jak boski wysłannik, wysłannik Boga, anioł jakiś, ciągle nie wiadomo dlaczego czarny, unosi duszę mistyka ku niebiosom i ku Bogu, ku niebu i ku Bogu. Tutaj od razu przejdę do następnego obrazka.

apokalipsa Wodnika

Na następnym obrazku jest chyba słynniejszy od poprzedniego obraz Rembrandta, Rembrandta Van Rijn (nie wiem jak się czyta), który jest karykaturą lub pastiszem tego utartego wyobrażenia (kanonu właściwie) malarskiego przedstawiającego porwanie Ganimedesa, dlatego że Ganimedes nie jest tutaj urodziwym młodzieńcem, tylko jest dzieckiem. Nie jest zachwycony, jest przerażony. Zdaje się tutaj nawet rzyga z przerażenia, a co najmniej pluje, także sika z przerażenia.

Jest tłustym dzieckiem na oko cztery lata, które porwała bestia, prawda, czarna bestia, niesie to dziecko w szponach, dziecko jest przerażone, zesztywniałe ze strachu. Dokonuje się nie tylko rapt, ale i gwałt, znaczy nie tylko porwanie, ale i jakieś zgwałcenie, tym to zapewne jest, bo jak wiemy z mitologii co czekało Ganimedesa, to czekały go homoseksualne stosunki z Zeusem i jego kompanami boskimi. To jest przedsmak tego pedofilskiego porwania, lub uwiedzenia. Ta scena jak popatrzyć i przyjrzeć się jej, budzi zgrozę i budzi obrzydzenie, również przez zastosowanie tego plucie i sikania. A tutaj dziecko trzyma wiśnie w ręce: nie chciało rozstać się z tą ziemią, którą w mitologii porzuciło bez żalu.

Te sceny, Ganimedesowe sceny porwania w niebiosa na Olimp przypominały się chrześcijańskim autorom z taką siłą dlatego, że bardzo podobny motyw występuje w jednym z najważniejszych kanonicznych tekstów, fragmentów, punktów wręcz w kanonie chrześcijańskim, w pismach chrześcijańskich kanonicznych.

apokalipsa Wodnika

To jest pierwszy list świętego Pawła do Tesaloniczan. Można nic nie czytać z Nowego Testamentu, a zapewne i tak o tym fragmencie się słyszało, czytało. Pisze święty Paweł:

„gdyż sam Pan na dany rozkaz na głos Archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba, wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie, którzy umarli przyjął przy wiarę Chrystusa. Potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze na spotkanie Pana i tak zawsze będziemy z Panem. Przez to pocieszajcie się nawzajem tymi słowami.

Co wyobrażał sobie św. Paweł? Wyobrażał sobie, że za chwilę, że zaraz w każdej chwili może nastąpić właśnie ten głos Archanioła i trąby Bożej. Nastąpi powszechne zmartwychwstanie, ale nie wszystkich, broń Boże, tylko samych jego wyznawców, jego sekty. Jak ta sekta była wtedy liczna? Myślę, że nie więcej niż kilkaset osób. Powstaną ci, którzy umarli, powstaną z martwych, zostaną wskrzeszeni. Z pewnością Paweł nie wyobrażał ich sobie owych nieboszczyków jako żywych ludzi, tylko jako jakieś istoty pośrednie. Już takie lekkie istoty, które mogą wędrować w powietrze, bo „razem z nimi porwani będziemy”, więc wcześniej ci nieboszczykowie zostaną porwani na obłoki, a potem żywi. Ci porwani nieboszczykowie muszą być, mówię, jacyś lekcy. No właśnie nie całkiem materialni, bo takich trupów się nie uniesie, jaki z nich pożytek razem z tymi ciałami. Więc te takie pół-duchowe, pół-pneumatyczne istoty – zmarli jako pneumatyczne istoty – zostaną uniesieni w powietrze na obłoki. To będzie pierwszy etap tej wielkiej przemiany, a po nich pójdą żywi wyznawcy. Nastąpi taka przesiadka z ziemi do nieba. Przyjdzie sam Pan, czyli rozumiemy Chrystus i dokona takiego transferu, że jego wyznawcy są uratowani z tej nieprzyjaznej ziemi na przyjazne obłoki.

No i tutaj (na pierwszym obrazie) widzimy właśnie te przyjazne obłoki w górze. Ziemia nie wygląda na nieprzyjazną stanowczo, jest bardzo ładnie zalesiona i zadrzewiona i jakieś dostojne miasto widać w dali. Podkreślam ten moment, że te obłoki, to światło w obłokach, bo ciągle niepokojące jest, dlaczego ten orzeł jest czarny.

Tu jeszcze pozwolę sobie skrytykować tego orła. On nie wygląda na orła faktycznego, biologicznego. Jest tak, jakby autor namalował tego ptaka, ale nigdy żywego orła nie widział. Ów niby-orzeł nie ma skrzydeł orła, raczej są to skrzydła gołębia, ale skoro gołębia, to może to być aluzja ducha świętego, ciemny wariant ducha świętego się oto objawił – i porywa wiernego. Ale też nieproporcjonalna jest ta głowa, bo głowa tego ptaka musiała być zrobiona w wielkości głowy człowieka, żeby nie wyglądało to groteskowo, ale przez to wygląda tym bardziej groteskowo, bo proporcje ten niby orzeł ma takie jak sikorka: głowy w stosunku do tułowia i skrzydeł, a nie jak prawdziwe orły, które proporcjonalnie mają dużo mniejsze głowy oraz mają zupełnie inną budowę skrzydeł. No więc to tyle mojej krytyki.

Przyznam się, że nie rozszyfrowałem, dlaczego ten orzeł jest czarny. Może po to, żeby za bardzo nie zbluźnić, tzn. żeby malarz nie zbluźnił rysując tutaj białego ptaka, bo ta biel była zastrzeżona dla ducha świętego. Być może tak. Remedios podpowiedziała [na czacie] coś, od czego przerwę i przeczytam. „Czarny może dlatego, że jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.” – To jest, domyślam się, cytat z „Fausta” Goethego. Czy obraz podobny do orła porywającego byłby prototypem tamtego szatana faustowskiego? Nie wiem, za mało jestem oczytany w tym dziale historii idei na temat wątków satanistycznych, mefistofelicznych. Nie odpowiem. Jeśli tak, byłoby to zdumiewające, ale nie mogę wykluczyć. Goethe był znacznie późniejszy.

Wracając do św. Pawła... Kiedy miało to się wydarzyć? „Sam Pan na dany rozkaz...” To ma się dokonać podczas Sądu Ostatniego Świata, podczas końca świata, czyli podczas apokalipsy – tego, o czym mówimy.

apokalipsa Wodnika

Na kolejnym rysunku zrobiłem schematyczny, strukturalny wypis z tekstu, który bardzo radzę przeczytać. To jest mój tekst w Tarace z 2007 roku pod tytułem „Historia końca świata, czyli religie apokalipsy”, o książce Normana Cohna „Kosmos, chaos i świat przyszły”. W tamtym artykule przedstawiam wywód, że religie, czy filozofie, czy wielkie systemy porządkujące ludzkie myślenie zadawały sobie pewne podstawowe pytanie. Czy ten świat i ludzki byt w nim jest jedyny możliwy? Odpowiedzi były tak lub nie.

Odpowiedzi na tak nazwałem realizmem, znaczy tak, ten świat jest jedyny możliwy, a odpowiedzi na nie nazwałem romantyzmem. To nie jest typowe użycie słowa romantyzm, ale ono tutaj pasuje. Skoro mówimy realistycznie, to tak, ten świat, ten tu oto materialny, i ludzki sposób życia w nim i człowiek w nim, tak! – jest jedyny możliwy.

Pada na to następne pytanie, które klasyfikuje poglądy, mianowicie czy jest dobry? Czy ten świat jest dobry? Odpowiedzi są: tak, dobry jest. To jest dobry świat, w którym żyjemy i tak powiedział sobie Bóg, który wtedy jeszcze nie nosił nawet imienia Jahwe czy Jehowa, w pierwszej księdze Starego Testamentu, czyli Genesis, kiedy stworzył świat i go kontemplował i uznał, że mu się dzieło udało. Powiedział tak, ten świat jest dobry.

Ale padały również często odpowiedzi „nie, ten świat nie jest dobry”. I tak odpowiadali starożytni Grecy, którzy los śmiertelnych przeciwstawiali losowi bogów. Byt śmiertelnych ludzi przeciwstawiali bytowi bogów. Bogowie żyją w dobrym świecie, ludzie żyją w świecie złym i ich los jest ponury i nie do pozazdroszczenia. Podobnie mówił Budda i w ogóle buddyzm jako całość, że ten świat nie jest dobry. Trzeba używać specjalnych zręcznych sposobów, żeby się na niego uodpornić, i żeby się z niego jakoś wykręcić.

Również Kohelet w Starym Testamencie wypowiada te znane słowa, że wszystko to marność. Wszystko to jest coś, co wiatr rozwieje. Cały ten świat to jest to, co wiatr rozwieje. To jest niewarte starań. Świat nie jest dobry. Poza tym czasowo jest przemijający i tak dalej. Nie jest dobry. Tylko Kohelet najwyraźniej mówi co innego niż Bóg na początku. No tak, tak mówią realiści.

Co mówią romantycy? Nie. Istnieją inne światy i inne możliwości ludzkiego bycia w nich. Pada pytanie, jak się tam dostać? Jak się do tego lepszego świata dostać? I tu są znowu dwa szeregi odpowiedzi. Jedna wersja mówi, że dostać się można. Odpowiedzią jest praca nad sobą i dostać się do tego lepszego bytu można poprzez pracę nad sobą. Ale ta praca jest indywidualna. Że ty, człowiecze, możesz, ty oto tu, masz szansę pracować nad sobą, żeby świat wokół siebie, świat w którym jesteś zanurzony, to znaczy tą bańkę, prawda? – bo całego świata nie dasz rady, ale tę bańkę, w której jesteś zanurzony (być może to jest tylko twoja jaskinia w Himalajach albo gdzieś na górze Arunachala...) masz szansę przemienić. Przemienić tak, że to będzie taki bubble, bańka lepszego świata. No i tak odpowiadają... Joga przede wszystkim, najstarszy z tych kierunków czy ruchów. Buddyzm, razem z samym Buddą na początku. Taoizm chiński, szamanizm w różnych wersjach. To jest wszystko ta narracja. Możesz, masz szansę tutaj pracować nad sobą, jeśli ci się uda. Ale tylko nad małym fragmentem tego świata. I jest to praca indywidualna.

Drugi wariant tego romantycznego podejścia mówi, że jest możliwy inny byt, inny świat. Ale trzeba czekać. Trzeba czekać na okazję. Dlatego ten nurt można nazwać oportunistycznym. Nie, żeby pracować tu od razu, nie. Najwyżej przygotowywać się można. Ale trzeba czekać na okazję. A tą okazją będzie wielka przemiana czasu. Albo koniec czasu, albo koniec świata. I na to czekajmy, i na to się przygotowujmy. I to dotyczy... – ponieważ czas płynie dla wszystkich, wobec tego i ta przemiana dotyczy wszystkiego, całości świata, dotyczy zbiorowości. Wobec tego indywidualne wysiłki mają marginesowe znaczenie. To są właśnie apokaliptyzmy. W tym momencie definiujemy, czym są apokaliptyzmy. Apokaliptyzmy są to wszelkie ruchy, które dały odpowiedź, że ten świat i ludzki byt w nim nie jest jedynym możliwym. Można tam się dostać, a żeby się dostać trzeba czekać na okazję. A tą okazją jest wielka przemiana świata i czasu, która dokona się gdzieś ponad naszymi głowami, niezależnie od nas.

To są apokaliptyzmy. Wypisałem dalej listę wariantów, w jakich były historycznie ogłaszane. Przede wszystkim było to proroctwo Zaratusztry, Irańczyka, irańskiego proroka, który żył gdzieś tam, prawdopodobnie w okolicach obecnego Tadżykistanu lub Uzbekistanu. Nie wiadomo kiedy, bo żadnej sensownej chronologii nie ustalono dla niego, – który doznał objawienia polegającego na tym, że świat dzieli się na oddzielne domeny zła i dobra. Dobro w końcu zwycięży, ale będzie to jednorazowe zwycięstwo. Cały świat w tamtym momencie, właśnie podczas tamtej zmiany czasu, dozna przemiany ze zła w dobro. Zło zginie, dobro zwycięży. Tym, co oczyści świat ze zła, będą strumienie roztopionego metalu. Być może Zaratusztra miał rodzinne tradycje kowalskie czy metalurgiczne. Był oswojony z wlewaniem roztopionego metalu do formy. Tak sobie wyobrażał, iż owe potoki roztopionego metalu, które przeobrażą świat, dla dobrych, dla sprawiedliwych, będą jak kąpiel w ciepłym mleku, jak ciepła kąpiel, a dla złych będą palące. To wypalenie ogniem warto zapamiętać, ponieważ ono odbija się jak czkawka w następnych wariantach tego apokaliptyzmu.

Apokaliptyzm przejęli Żydzi: od Zaratusztrian, którzy ich wyzwolili z niewoli babilońskiej, czyli od Persów wyznających Zaratusztrę. Nie wszyscy Persowie byli wyznawcami Zaratusztry, ale to wyznanie było tam wpływowe. Persowie wyzwolili Żydów z niewoli w Babilonie, więc byli ich przyjaciółmi i od swoich przyjaciół Żydzi przejęli ich apokaliptyzm. Jęli wierzyć, że tak jak kiedyś Jahwe stworzył świat, to (w kolejnym kroku) przybędzie Zbawiciel i dokona jego przemiany. Pojęcie Zbawiciela jako Saoshyanta istniało już u Zaratusztry. Narodzi się z dziewicy, co właśnie zaratusztrianie pierwsi wymyślili, Żydzi podchwycili, chrześcijanie wprowadzili w życie, to znaczy uznali, że ów Zbawiciel wcale jak kiedyś sądzono przyjdzie w bliskiej przyszłości, ale że to już się stało! Faktyczny twórca chrześcijaństwa, św. Paweł twierdził, że to już się dokonało w zaświatach, że Zbawiciel jest, istnieje i on (Paweł) czekał, że ów zaraz się objawi.

Czytelnicy Ewangelii, które napisano po Pawle, wierzyli inaczej: że Zbawiciel, czyli Syn Boży, czyli Chrystus już był na ziemi i świat zbawił, a teraz tylko trzeba głosić dobrą nowinę, zbierać tych, którzy w nią uwierzą. Ale chrześcijaństwo przyjęło cały ten model.

Tu jeszcze przypomnijmy sobie, że istniało też inne niż apokaliptyczne pojmowanie czasu, bo Chińczycy lub Hindusi żyli w świecie, który obracał się w jakichś wielkich cyklach, kalpach i ciągle to samo wracało, te same formy stale wracały.

Natomiast od rewolucji mentalnej Zaratusztry kolejne formacje społeczne nawracają się na zupełnie inny, jednorazowy lub „dwusuwowy”, można powiedzieć, dwutaktowy model czasu i świata. Głosi on, że jest ten oto świat zły, który ulegnie przemianie i zamieni się w dobry, uduchowiony. Fragmentem tego jest ta opowieść świętego Pawła o trąbie Bożej i o porwaniu w powietrze, i na obłoki w powietrzu. To jest metafora tamtej przemiany.

Inną metaforą jest w ramach chrześcijaństwa ta tytułowa księga, Objawienie św. Jana, które w obrębie języka polskiego zostało nazwane Apokalipsą, bo inne języki używają raczej innych terminów. Po angielsku to jest „Revelation of St. John”, więc objawienie, revelation, albo „Book of Revelation”. Natomiast samego greckiego słowa apokalipsa, które znaczy objawienie, ujawnienie tego, co nieznane, co ukryte, w angielskim nie przyjęto. Warto byłoby przebadać, jak to w różnych językach jest. (Ja nie jestem aż takim kulturoznawcą i poliglotą.)

Słowo „apokalipsa” znaczy objawienie, jednak po polsku, w potocznej polszczyźnie i potocznym polskim rozumieniu stało się synonimem tego, co Anglicy nazywają Doomsday, czyli dzień sądu, ostateczny koniec świata. Słowo „apokalipsa” przestało u nas oznaczyć owo właśnie chwalebne wyniesienie w obłoki, w sferę światła i powietrza, porwanie w obłoki, tak jak głosił św. Paweł – tylko przyjęło raczej znaczenie owego Doomsday, co wskazuje, że Polacy najwyraźniej zaklasyfikowali samych siebie do tych, którzy zostaną pognębieni, pohańbieni i potępieni, i nie mają szans dostać się „na obłoki". Apokalipsy mają się bać, a nie czekać na nią z nadzieją, tak jak głosił św. Paweł. To jest też ciekawe...

W treści apokalipsy (w tym potocznym „polskim” wyobrażeniu) na pierwszy plan wyszły katastrofy kosmiczne, które są opisane w pierwszych rozdziałach. Jednak główną treścią jest zstąpienie – na tę poharataną, popaloną, wygubioną, strawioną pożarami, zalaną powodziami, zmarnowaną ziemię, pogrążoną w ciemnościach – zstąpienie niebiańskiego Jeruzalem. Mianowicie z kosmosu spływa, zstępuje na ziemię cudowne miasto uczynione z przezroczystych drogich kamieni, ze światła. Sam Bóg je oświetla, nie potrzeba żadnego sztucznego oświetlenia, ani Słońca, ani Księżyca. Sam Bóg je oświetla, no i w tym mieście mają być osiedleni ci zbawieni, ale na wszelki wypadek zachowana przy życiu zostaje jakaś garść potępieńców, którzy mają pędzić życie dzwoniąc zębami, szczękając zębami, co na polskie jest tłumaczone niewłaściwie, jako zgrzytanie zębami. Oni będą szczękać zębami z zimna i ze zgrozy za murami niebiańskiego Jeruzalem, żeby przypominać o tym, że jednak możliwy był zły wybór. I będą tam cierpieć razem ze swoimi psami. W tym miejscu jakaś dziwna przestawka nastąpiła, że oto psy, które rodacy Zaratusztry kochali, u chrześcijan stały się symbolem potępienia, bycia przeklętym.

W wątkach apokaliptycznych, poza chrześcijaństwem, jest jeszcze wersja z pieśni Völuspa, czyli opowieść o Ragnarök, czyli o losie, przyszłych losach bogów. Znamy, nie będę opowiadał, bo to jest pewien boczny wątek.

Idea apokalipsy, czyli wielkiej przemiany, w której grupa przeznaczonych do zbawienia zostanie zbawiona i zamieszka w nowym przemienionym świecie. A reszta przepadnie... Ta idea oderwała się od religii i zaczęła pędzić byt pozareligijny, ideologiczny i stała się podstawą tych trzech rzeczy, które są wymienione na końcu schematu.

...Komunizmu. Komunizm jest dokładnie apokaliptyczny. Jest cały obrócony w przyszłość. To jest ważny punkt w tym rodzaju apokaliptyzmu, który łączy się z ideologią Wodnika, mianowicie nadzieja na przyszłość. Czekać, czekać na okazję, czekać na przyszłość, czekać na lepszą przyszłość, która nadejdzie dla wybranych. To tytułowe wołanie apokaliptyzmu jest jednocześnie wołaniem tego kompleksu idei związanych ze znakiem Wodnika. Wszyscy, którzy mówią, piszą, rozważają o epoce Wodnika, tak lub inaczej określanej, mają gdzieś wdrukowane to przekonanie, że oto będzie lepsza przyszłość. Komunizm był cały obrócony w lepszą przyszłość, miał budować lepszą przyszłość na gruzach wypalonych ogniem-rewolucją, przemienionych przez rewolucję. Rewolucję sobie wyobrażano też na wzór objawienia świętego Jana jako kosmiczne starcie, gdzie zło, czyli ta małość, marność, materializm ginącego (gnijacego) mieszczaństwa czyli burżuazji i kapitalizmu, to wszystko jest... – użyję tu rosyjskiego powiedzenia, które krążyło w Rosji w okresie wojny i przywiózł je stamtąd mój ojciec, który tam miał wątpliwą przyjemność przybywać kilka lat: pizdzieć kapitalistam. Co znaczy? Nie ma dobrego polskiego odpowiednika. W łagodnym przekładzie: „kapitalistów czeka hańba i zagłada”. Komuniści nie chcieli czekać i dlatego...

W tym miejscu schematu należałoby dodać jeszcze jedne widełki. Czy czekać biernie, czy tylko czekać, czy też aktywnie się przyczyniać? Czy czekać tylko, czy tylko hodować nadzieję, czy również przyczyniać się być może czynnie z jakimiś narzędziami lub bronią w ręku. I to oczywiście do komunizmu i do III Rzeszy się stosuje, chociaż nie do New Age'u.

Trzecia Rzesza miała być tysiącletnia, prawda? Miało to być tysiąclecie, wielkie milenium, mamy więc milenaryzm, który jest synonimem apokalipsy rozumianej jako duchowa przemiana. No więc Hitler właśnie tak Niemców zbroił mentalnie. Temu służył też pównież podział na czystych, czyli czystą rasę, i całą resztę degeneratów rasowych, których należy wytępić, i podludzi, którymi można posługiwać się jak bydłem. Były więc wprawdzie subtelne różnice między komunizmem i III Rzeszą, jednak to skierowanie w przyszłość i pogarda dla świata, który istnieje, było im wspólne. Pogarda dla... (no właśnie) dla świata, który jest skażony, który trzeba uzdrowić najpierw właśnie tymi strumieniami stopionego metalu, strumieniami ognia.

O tym się tak rozwodzę dlatego, że Rosja zawsze uważała się za państwo misjonarskie. I szczególnie misjonarska stała się, kiedy zaimplementowała sobie ideologię komunizmu. Wtedy się poczuła światowym misjonarzem komunizmu i tego przyszłego świata, uwolnionego od zgniłego Zachodu. Po upadku komunizmu w Rosji wcale im ten mesjanizm, apokaliptyczny mesjanizm nie przeszedł... to im nie przeszło. To zatrucie umysłu im nie przeszło. To ukąszenie milenarystyczne, mesjanistyczno-apokaliptyczne im nie ustąpiło. Własna ideologia Putina i jego kręgu, a także ta ideologia, którą karmią rosyjskie społeczeństwo, to jest dokładnie to. To jest apokaliptyzm połączony z aktywizmem i z misjonarstwem. Oni uznali, że świat poza nimi jest skażony, czego dowodem są geje (jak Żydzi dla Hitlera), czyli tolerancja dla innych orientacji seksualnych. Co ma związek z dosłownym Objawieniem św. Jana, gdzie za murami niebiańskiego Jeruzalem znajdują się liczni potępieńcy, wśród nich pornoi, czyli „wszetecznicy”, w domyśle homoseksualiści. (Pornoi, jak pornografia.) Więc są tam pornoi, ale także medycy, truciciele, czarownicy, farmakoi i ich psy. Ten zestaw ma znaleźć się za murami Jeruzalem, szczękając zębami. Więc ta ideologia Putina jest też mocno oparta w Nowym Testamencie. Zresztą coś musi w tym być, skoro papież Franciszek ma taką dziwną słabość do Putina i do Rosji.

apokalipsa Wodnika

Następną rzeczą, którą przedstawię, jest mały wybór kilku dosłownie kosmogramów wydarzeń historycznych, w których wyraziły się idee apokaliptyczne w powiązaniu z ingresami do Wodnika. Pierwszy przypadek: dwa cykle Plutona temu, czyli prawie 500 lat temu. Bitwa w Cajamarca 16 listopada 1532. Jeden oddział, około setka żołnierzy Pizarra pokonała wtedy armię Inków. (Nie wiem czy owo miasto już wtedy tak się nazywało, czy nazwano je później.) W bitwie w mieście Cajamarca Hiszpanie pokonali Inków. Była to klęska wojsk i państwa Inków. (Cajamarca leży w dolinie w Andach po stronie oceanicznej, ale klimat nie jest tam już pustynny, tylko bardzo umiarkowany, wieczna wiosna można powiedzieć. Dość duża wysokość, więc nie ma tropikalnych upałów. W Cajamarce urodził się Carlos Castaneda!) Podczas bitwy w Cajamarca Pluton był prawie dokładnie w zero Wodnika. Brakowało mu kilku minut do wejścia. Były też dwa inne ciekawe układy planet: Saturn zbliżał się do Urana, czyli były wtedy wzajemnie aktywne Saturn i Uran, które teraz niedawno ze szczytem w grudniu ubiegłego roku (2021), czyli tej zimy (2021-22), były w ścisłej kwadraturze. Wtedy koniunkcja tych planet, która zbliżała się do ścisłości. Oraz była koniunkcja Słońca z Jowiszem. Aspekt między Saturnem i Uranem tak się tłumaczy, że oto jest moment sprężenia, moment decyzji: że ruszamy, koniec czekania, wszystkie ręce na pokład, wszystkie siły w jednym kierunku – takie przerwanie tamy, przerwanie tamy czekania. Za to koniunkcja Słońca z Jowiszem kojarzy się z triumfem, ze zwycięstwem. Pytanie, czy było to zwycięstwo dobra, czy przeciwnie, zwycięstwo jakiegoś świństwa, szantażu i podstępu. Jak określić tych, którzy zwyciężyli i tych, którzy przegrali? Najbardziej by pasowało powiedzieć, że była zwycięstwo – użyjmy tutaj w braku lepszego słowa – cwaniaków. To znaczy tych, którzy wiedzieli po co idą: zabić i podbić. Widocznie koniunkcja Słońca z Jowiszem czasami takim sprzyja.

Czymś plutonicznym w tamtym wydarzeniu była zagłada owej cywilizacji. Wodnikowe w tym było, że była to dla nich wielka przemiana czasu. Dla nich była to apokalipsa, apokalipsa rozumiana negatywnie, jako zniszczenie ich świata. Ich świat został zniszczony. Z tej katastrofy wyszli straszliwie zdruzgotani. Zdaje się, że jedna dziesiąta ludności w ogóle przetrwała epidemię, bo najwięcej ofiar pociągnęły nie bezpośrednie działania siłowe, lecz epidemia, którą przywieźli ze sobą Hiszpanie. No i stracili niepodległość na zawsze. Nie uwolnili się już od języka hiszpańskiego, od religii chrześcijańskiej, pisma łacińskiego i tak dalej. Była to katastrofa taka, jaką by był najazd Marsjan na Ziemię. To było dwa cykle Plutona temu.

apokalipsa Wodnika

Kolejne wydarzenie było jeden cykl Plutona temu i było dość optymistyczne, chociaż też była to bitwa. To jest horoskop bitwy wygranej m.in. rękami Tadeusza Kościuszki, który pod Saratogą był dowódcą wojsk inżynierskich, czyli budujących umocnienia. To była rozstrzygająca bitwa w wojnie Stanów Zjednoczonych o niepodległość, w której improwizowana ochotnicza chłopska armia Stanów pokonała profesjonalistów, znakomicie wyszkolonych profesjonalistów brytyjskich w proporcji mniej więcej 1 do 1. Brytyjczycy dzięki Kościuszce zostali zamknięci w kotle i musieli skapitulować. Później po tej wygranej bitwie do Amerykanów dołączył potężny sojusznik, mianowicie Francja, i już wspólnymi siłami wyzwolili się od naporu angielskiego. Pluton, gdy widzimy, zbliżał się do Zera Wodnika. Był w zasadzie w tym miejscu, gdzie jest teraz. Z innych ciekawych rzeczy zwraca uwagę aktywność Urana.

Co w powstaniu Stanów Zjednoczonych miało charaker wodnikowy? Również Stany były u swoich źródeł natchnione ideologią, która miała charakter znaku Wodnika. Była nią ta idea zbudowania nowego świata. Dosłownie „nowym światem” nazwali się i nazywają się ciągle. – Nowego świata wolnego od przemocy, wolnego od samowoli książąt, wolnego od feudalnych zaszłości, wolnego od całego tego zła i śmietnika, które zostawili za oceanem. Ale też w budowaniu Stanów Zjednoczonych i do tej pory w tamtejszym mentalu silne są wpływy wszelkich sekt milenarystycznych, więc właśnie głoszących rychłe nadejście jeszcze bardziej nowego świata, których próbką są Świadkowie Jehowy czy Badacze Pisma Świętego. Tych sekt było wiele i nie chcę o nich mówić zbyt wiele. Jednak ich milenaryzm wraz z budowaniem nowego świata też było wodnikowe i dla nich charakterystyczne.

apokalipsa Wodnika

Kolejny kosmogram przedstawi moment ogłoszenia Republiki Chińskiej przez Sun Yat Sena 1 stycznia 1912. Rewolucja chińska była uraniczna, odbywała się na energiach Urana – inaczej niż późniejsza rewolucja rosyjska podczas koniunkcji Saturna z Neptunem. Co wtedy się działo? Uran wchodził do Wodnika, czyli można powiedzieć, że podwójnie uaktywniły się energie Wodnika. Podczas rewolucji w Chinach Uran dokonywał ingresu do Wodnika, ale Pluton również był aktywny. Pluton był w kwinkunksie do Urana i dokonywał ingresu do innego znaku, w którym jest silny. (Do tego ze znaków, w którym jest silny ze względu na żywioł wody.) – Wchodził do Raka. Zaczynała się epoka pod tytułem Pluton w Raku, czyli epoka rozhuśtanych, rozwibrowanych nacjonalizmów. To zgadzałoby się z tym, co działo się w Chinach. Była to rewolucja narodowa, pod hasłami wyzwolenia narodu, dopiero potem nałożyły się na to hasła komunistyczne, „wyzwolenie proletariatu”.

apokalipsa Wodnika

Tu jest lot Gagarina 12 kwietnia 1961 roku. (Ja byłem już dość dużym dzieckiem i pamiętam tamten moment i gazety ze zdjęciami Gagarina w hełmie.) Widzimy, że było to podczas ingresu Saturna do znaku Wodnika, ale ponieważ była wtedy koniunkcja Saturna z Jowiszem i ona trwała przez cały rok 1961, to można na to patrzeć jak na wspólny ingres Jowisza i Saturna do Wodnika. Widzimy, że znak Wodnika był bardzo wtedy podniecony i też zwróciłem uwagę, że Pluton również był aktywny; chociaż wtedy energie Wodnika były poruszane przez Saturna i Jowisza, to Pluton się do tego dokładał. Widzimy w jakich silnych aspektach był z Saturnem i ze Słońcem. Dopisałem tam: uwaga na Urana. Dlaczego uwaga na Urana? Dlatego, że Uran zaczął wtedy zbliżać się do koniunkcji z Plutonem, która wkrótce uściśliła się i zdominowała drugą połowę lat 60-tych. To były te szalone lata 60-te, rewolucja hipisowsko-rokowa i inne.

Jeszcze uwaga. Lot Gagarina, co ma wodnikowego? Wodnikowe jest porwanie w przestrzeń, wyniesienie poza Ziemię, oderwanie od Ziemi, „podbój” kosmosu i również jakaś realizacja wyobrażeń, które do tamtej pory były lokowane tylko w przyszłości. Wodnikowy jest ruch w kosmos i ruch w przyszłość. Pierwszy krok w kosmos, wielki ruch w przyszłość. Przez propagandę radziecko-rosyjską tamten moment był ogromnie mitologizowany, że to właśnie jakaś nowa epoka w życiu ludzkości. I to właśnie my, ruskie-sowieckie ludzie tego dokonaliśmy.

Też zauważmy, że tamten czas, to znaczy koniec lat 50-tych, lata 60-te, to był złoty wiek science fiction. Też formacji literackiej typowo Wodnikowej, należącej do Wodnikowego archetypu. Czyli znowu, znaczy też wyniesienie w kosmos, wyniesienie poza Ziemię, oderwanie od Ziemi oraz nowy wspaniały świat, prawda, zabudowujemy przyszłość. Również wątek takiego apokaliptyzmu Wodnikowego.

apokalipsa Wodnika

Tamto działo się wiosną 61, ale na jesieni 61 Rosjanie, czyli Związek Radziecki-Sowiecki dokonali innego wyczynu, mianowicie podczas tego samego ingresu Jowisza z Saturnem, tylko tym razem było to później, w październiku 61, kiedy obie te planety w koniunkcji, Saturn i Jowisz, były cofnięte do Koziorożca i dalszy z nich (w zodiaku) Jowisz był w ingresie do Wodnika, a nie Saturn, ale koniunkcja trwała. – Odpalili car-bombę. Odpalili największą bombę termojądrową. Zrzucili na arktyczną wyspę Nowa Ziemia, na północy Europy, bombę o niewyobrażalnej mocy 50 megaton, 50 milionów ton trotylu, która miała ognisty bąbel, który miał promień 4 km, czyli średnicę 8 km.

Aktywność Plutona zaznaczyłem na wykresie: był połączony tryoktylem (półtora-kwadraturą) z Saturnem. Uran zbliżał się do Plutona jeszcze bardziej i wchodził do znaku Panny. Pomiędzy Uranem i Plutonem znajdował się ognisty 7-krotny punkt w Pannie, który jest nacechowany sąsiedztwem śmierci. Słońce było dokładnie w 5-krotnym ognistym punkcie w Skorpionie. Skorpion był potężny przez to, że były tutaj jeszcze Neptun i Mars oraz w jednym miejscu prawie w tym samym stopniu były Medium Coeli i Ascendent. Jak to możliwe, zapytamy? Możliwe dlatego, że (jak wiemy) im dalej na północ, tym bardziej zdarza się, że w pewnych momentach doby Medium Coeli kładzie się na Ascendent. Medium Coeli zawsze wskazuje kierunek południowy, a Ascendent jest ruchomy. To znaczy, że ten punkt w Skorpionie, 14 stopni, schodził prawie dokładnie na południe. Ekliptyka wtedy leżała na horyzoncie z odchyleniem jednego stopnia z minutami. Rosjanie wybrali właśnie taki moment. Nie wiem, co ich skłoniło. Zrzucili największą bombę, która ze względu na swoją stukrotnie przesadzoną siłę rażenia nie mogła mieć żadnego zastosowania militarnego. Taki fajerwerk sobie strzelili na postrach. Pokazali, że nie tylko w kosmos latają, ale też mogą wszystkich zabić, jeśli zechcą. I to im zostało. I robią to nadal.

apokalipsa Wodnika

A to jest Ukraina już. Wojciech Suchomski, astrolog i astrohistoryk, szukający różnych śladów wydarzeń, kiedyś mi przysłał moment głosowania nad niepodległością Ukrainy w parlamencie ukraińskim, która jeszcze wtedy stała w rozkroku: czym być? Trzymać się upadającego Związku Sowieckiego, czy ogłosić niepodległość? Wtedy postanowili ogłosić niepodległość. Była to dokładnie ta data. Czy był ingres? Był ingres Saturna do Wodnika. Co jeszcze jest znaczące? Także Księżyc był w Wodniku. To było podczas tej samej kumulacji planet pod koniec Lwa, podczas której ja przeniosłem się do Milanówka, przeprowadziłem się tam z rodziną w 1991 roku. I to była ta sama kumulacja, podczas której Jelcyn pokonał Janajewa. Jelcyn wygrał i oderwał Rosję od Związku Sowieckiego. Wschodził Neptun. W ogóle to jest ciekawa kolekcja planet i być może należy ten moment uważać za moment założycielski niepodległej Ukrainy i do tego horoskopu nawiązywać późniejsze wydarzenia. Do tej pory nie doceniałem tego horoskopu, a być może właśnie obecne wydarzenia (agresja Rosji – przyp. WJ późniejszy) należy do niego podłączać. Zauważmy, że kiedy Pluton doszedł do Urana miał miejsce Majdan w 2013 roku. To była rewolucja, którą Ukraińcy chcieli przestawić na kurs w kierunku Europy. A jednocześnie faktycznie zaczęła się wtedy ich wojna z Rosją. Teraz Pluton idzie dalej i zbliża się do granicy z Wodnikiem, czyli do koniunkcji z Saturnem urodzeniowym Ukrainy. Niepokojąca jest ta obsada planet: Pluton w MC, koniunkcja Urana z Neptunem na ascendencie, Saturn w ingresie do Wodnika. Ale też widzimy, że chyba nie jest przypadkiem, że te Wodnikowe przemiany, które teraz trwają i które poruszają również swoją komponentę apokaliptyczną, mają związek z Ukrainą. Mam na myśli, że w tych przemianach Ukraina wysunęła się na prowadzenie. Wyszła a raczej została wyrwana przed szereg. Została porwana, jak Ganimedes został porwany przez tamtą pierzastą, drapieżną bestię. Teraz to nam pasuje, dlaczego tamten orzeł jest czarny. Być może ma dwie głowy, jeden łeb zgięty, mógłby być zgięty w drugą stronę. No różnica jest taka, że Ukraińcy na pewno nie są ani w zachwyceniu, ani w oddaniu. Wielu z nich cierpi. Myślę, że większość przysięgła zemstę. Horoskop, jeśli go uznać za urodzeniowy horoskop Ukrainy, jest niebezpieczny dla wrogów, nawet bardzo. I oby tak się stało.


Czytaj w dziale Pracownia
☚ Cykl Saturna dla Polski, do r. 2022

Do not feed AI...
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author, Wojciech Jóźwiak.

Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora, którym jest Wojciech Jóźwiak.
Aby pisać komentarze, zarejestruj się lub zaloguj na stronie Pracownia.